Wieża

Jan właśnie sączył kolejne piwo w zajeździe, próbując znaleźć sposób na spotkanie z Dagną i uratowanie jej przed pogromem, a jednocześnie nie tworzyć w głowie pesymistycznego scenariusza. Trzeba przyznać, że nie bardzo mu to wychodziło. W zasadzie w ogóle mu to nie wychodziło. Pesymistyczne scenariusze przeważały nad pomysłami. Właśnie zastanawiał się, czy Dagnie uda się znów spotkać z nim w lesie (i czy w ogóle zechce), gdy do zajazdu wpadła służąca pani Agnes. Jadźka? Chyba tak jej było na imię… Tym razem nie zaczerwieniła się na jego widok, nawet się nie speszyła. Złapała go za rękę, a w jej oczach widać było przerażenie.

– Panie! Panie, pomóż! Pani Agnes! On ją zabije! I pani von Dohna! – Jan zupełnie nie rozumiał, ale pierwszy rzut oka na dziewczynę wystarczył, by pojąć, że stało się coś strasznego. Późna pora, a ona sama, z rozwianymi włosami, odkrytą głową, bez płaszcza nawet. Jej przerażenie w oczach i zadyszka świadcząca o tym, że całą drogę z zamku przebyła biegiem. Jan, niewiele się namyślając, złapał płaszcz i pobiegł z dziewczyną do zamku. Służąca prowadziła, ale szybko okazało się to niepotrzebne – odgłosy awantury było słychać już z daleka. Kierując się tymi odgłosami wpadł do komnaty, w której Wolfhard von Glaubitz stał nad żoną ciężko dysząc. Uderzył go smród potu i krwi. Pani Agnes półleżała na podłodze, z nosa leciała jej stróżka krwi, a wargi zaczynały puchnąć. Obok leżał wybity ząb. Nie płakała. Nie broniła się, gdy mąż kopnął ją w plecy. Dookoła stali ludzie przyglądając się temu w ponurym milczeniu. Jedynie Kornic wydawał się być zachwycony całą tą sytuacją. Raz na jakiś czas rzucał w tłum wyzywające spojrzenie, jakby chciał, żeby ktoś zaczął bronić pani Agnes. Matka Dagny stała tuż obok, przytrzymywana przez męża. Ze spojrzeń, nastroju i postaw domyślił się, że to ona próbowała bronić swojej… przyjaciółki. Jan nie wiedział, czy ją też ktoś uderzył – na jej twarzy nie było ani śladu, ale mogła dostać w brzuch… Rozejrzał się niespokojnie w poszukiwaniu Dagny, ale nigdzie jej nie było. Odwrócił się do Jadźki i złapał ją za rękę.

– Gdzie Dagna?

– Nie wiem, Panie. Może u siebie?

– Ona nic nie wie?

– Nie wiem, Panie. – odparła płaczliwym tonem – To boli. – Jan puścił nadgarstek dziewczyny. Faktycznie, mógł ją złapać za mocno. Wymamrotał przeprosiny i zaczął się rozglądać. W międzyczasie pani Agnes dostała kolejnego kopniaka, tym razem w brzuch.

– Panie, dosyć. Nie chcesz jej chyba zabić? – zapytał w końcu von Dohna. Wolfhard odwrócił się wściekły w jego stronę. – A nie wiem. Może i zabiję. Należy jej się. – w tym momencie do komnaty wpadła Dagna, rzuciła okiem na całą scenę i rzuciła się w stronę pani Agnes. Jan był szybszy. Przewidział, że to zrobi – Kornic chyba też, bo oczy aż mu się roziskrzyły, więc złapał ją w pół i przytrzymał w mocnym uścisku. Wąsacz rzucił mu gniewne spojrzenie, niezadowolony z omijającej go uciechy. Dagna się szamotała, próbowała wyrwać, ale Jan trzymał ją mocno.

– Puść mnie! Zostaw!

– Cicho, spokojnie. Uspokój się, to cię puszczę. Nic nie zrobisz, a tylko sprawisz przyjemność Kornicowi. On tylko czeka, żeby móc cię skrzywdzić, a potem powiedzieć, że bronił swego suzerena. – Dagnę chyba to przekonało, bo przestała się bronić. Tymczasem Wolfhard złapał swoją żonę i huknął do swoich podkomendnych:

– Zabrać ją do wieży! Na samą górę. Zamknąć i pilnować, nikogo nie wpuszczać. Zostaniesz tam do końca życia – zwrócił się do żony z jadem w głosie – albo przynajmniej do momentu, w którym zadecyduję co z tobą zrobić. Ale nie łudź się, nie pożyjesz długo. – Strażnicy pospieszyli wypełniać rozkaz, a Jan tulił mocno Dagnę, która płakała mu w ramię. Nie czuł już smrodu krwi i potu. Teraz czuł tylko miętę i rumianek.

20

(Rys. www.commons.wikimedia.org)