12. Przejażdżka

Przejażdżka przebiegała w całkowicie normalny sposób. Oprócz niego, Dagny, jej matki i pani Agnes była jeszcze cała masa dam dworu, służek i kilku paziów. Dagna kurtuazyjnie jechała w jego towarzystwie, ale nie wykazywała chęci spełnienia obietnicy zostania sam na sam. Z radosnym błyskiem w oku zagadywała wszystkich po kolei. Co więcej, damy dworu wykazywały mało dyskretne zainteresowanie Janem. Przyglądały mu się, co któraś podjeżdżała, niby to do Dagny, ale preteksty do rozmowy były mocno naciągane. Widać, że obecność mężczyzny na damskiej przejażdżce je intrygowała. W pewnym momencie Jan zauważył, że nie tylko damy dworu się nim interesują. Na przejażdżce była również służka pani Agnes, ta sama, która tak głupio zachowywała się w stosunku do Jana. Nie wyglądała najlepiej – miała czerwone, napuchnięte oczy i nieszczęśliwy wyraz twarzy. Co więcej, Jan zauważył, że dziewczyna chyba strasznie schudła, bo suknia wisiała na niej jak worek, a kości policzkowe wyglądały, jakby miały przebić skórę. Nie był to przyjemny widok. Dziewczyna nigdy nie była piękna, ale teraz wyglądała bardzo źle. Jan poczuł lekkie ukłucie wyrzutów sumienia, ale wystarczyło jedno spojrzenie na piękną, radosną i pełną życia Dagnę, żeby zapomnieć o nieszczęśliwej dziewczynie.

Jednak student nie skupiał się jedynie na swej wybrance serca. Był uważnym obserwatorem. Czuł podskórnie coś, czego nie potrafiłby nikomu wytłumaczyć – że to nie jest zwykła przejażdżka konna. Że ma ona na celu coś więcej. Przyglądał się zachowaniu uczestników i zauważył, że przy żonie pana Gloubusa zawsze są te same osoby – jeden paź, jedna dama dworu lub trzy służące. Te pięć osób wyglądało jakby pilnowało pani Agnes lub… śledziło ją. W ich ruchach i zachowaniu widać było lekkie napięcie, prawie niewidoczne pod maską rozluźnienia. Jednak przed analitycznym okiem studenta Uniwersytetu Praskiego bardzo trudno skryć prawdziwe emocje.  Matka Dagny również stale przebywała u boku pani Agnes i w niej również wyczuwało się napięcie, jednak jej obecność była innego rodzaju. Widać było, że kobiety są w bliskich relacjach, zaprzyjaźnione nawet. Dagna też była niespokojna. Co jakiś czas poważniała, rozglądała się dookoła i zaraz wracała do szczebiotania z ludźmi. Jan bardzo chciał się dowiedzieć o co chodzi, ale nie było jak zapytać Dagny o cokolwiek. Trudno. Na pewno dowie się czegoś więcej w swoim czasie.

W pewnym momencie podjechała do nich jedna z dam dworu.

– Proszę wybaczyć mi zbytnią śmiałość, ale czy mógłby mi pan opowiedzieć o życiu w Czechach? Mam nadzieję, że nie jest to temat przykry dla pana i nie chciałabym być zbyt nachalna, ale zawsze byłam ciekawa świata, a nigdy granic kraju nie opuściłam. A pan taki światowy! Na pewno widział pan wiele! – Jan się nieco zarumienił na te komplementy, co Dagna skwitowała ironiczno-pobłażliwym spojrzeniem, od którego Jan zarumienił się jeszcze bardziej. Pomyślał chwilę, nim zaczął opowieść. Chciał wypaść jak najlepiej przed Dagną, jednak nie było mu to dane – dziewczyna spięła konia i pogalopowała w stronę matki i pani Agnes. Jan zaczął opowieść o podobieństwach i różnicach w życiu codziennym, ale opowiadał trochę bez zaangażowania, bo zajęty był obserwowaniem Dagny. Jak mała dziewczynka, ciesząca się swoim pierwszym konikiem, okrążyła kilka razy matkę i panią Agnes. Jan zauważył, że dziewczyna niezwykle zręcznie prowadzi konia – okrążane kobiety jechały wciąż tym samym tempem, a osoby niepożądane (Jan nazwał je w myślach „przeszkadzaczami”) musiały co chwilę to wstrzymywać wierzchowca, to go popędzać. Dagna wydawała się robić to bezwiednie, rozmawiając, szczebiocząc i śmiejąc się. Po trzecim okrążeniu, matka i pani Agnes zostały na chwilę same. Rozejrzały się płochliwie, pochyliły ku sobie i zaczęły nerwowo szeptać. Po chwili paź wrócił na swoje „stanowisko”, ale było za późno – panie uśmiechały się do siebie, a Dagna rzuciła mu triumfalne spojrzenie, spięła konia i odjechała. „No tak – pomyślał Jan – to o to chodziło. O krótką rozmowę bez świadków. Tylko o czym?”. Reszta przejażdżki minęła spokojnie. Kobiety, nadal pilnowane, już się rozluźniły. Przeszkadzacze rzucali im i Dagnie spojrzenia pełne złości, ale nic nie mogli zrobić.

Wracając, gdy już nikt nie zwracał na nich uwagi, Dagna podjechała do Jana i szepnęła: – Przed zajazdem o północy. Bądź tam wcześniej, przyjdź o zwykłej porze. Nie wzbudzaj podejrzeń. O północy wyjdź, będę czekać. – a na głos powiedziała – Mam nadzieję, że miło spędził pan czas.

– Oczywiście. Bardzo dziękuję za zaproszenie, już dawno nie byłem w międzyleskich lasach i prawie zapomniałem jak tu pięknie. Muszę częściej wybierać się poza zamek. Szczególnie w tak przemiłym towarzystwie. – Dagna roześmiała się, popędziła konia i, całkiem nie jak dama, wpadła do stajni, zeskakując z konia prawie w biegu.

13

(rys. www.commons.wikimedia.org)