14. W oczekiwaniu na wieczór

Jan z niecierpliwością oczekiwał wieczoru. Najchętniej poszedłby do zajazdu od razu po przejażdżce, ale nie miałoby to sensu. Musiałby czekać wiele godzin na Dagnę i co by tam sam robił? W zamku przynajmniej zjadł przepyszny obiad – gęś duszoną w piwie i poszedł do biblioteki. Bez konkretnego celu, poszedł zająć myśli czymś innym. Biblioteka pana Gloubusa była niezwykle bogata. Księgi musiano zbierać od pokoleń, nawet osoba tak zamożna jak Wolfhard nie mogłaby sobie pozwolić na kupno tylu ksiąg. Nie mówiąc już o trudach zdobycia wielu egzemplarzy – kilka było spisanych na papierze! Być może część z nich pani Agnes von Lazan wniosła w posagu? Mówiono o niej, że, jak na kobietę, wyjątkowo ceni sobie księgi. Ale kto trzyma tak cenne rzeczy w miejscu ogólnodostępnym? To Jana za każdym razem dziwiło. Oczywiście, na uniwersytecie też była biblioteka, ale tylko studenci i wykładowcy mogli tam przebywać, a i tak byli rejestrowani i obserwowani przez czujnego bibliotekarza. Tutaj każdy mógł wejść w każdym momencie. Jan zaczął przeglądać księgi o ziołolecznictwie. Nie znał się na tym i zawsze zazdrościł tym, którzy wiedzieli jakie zioła podać na ból brzucha, a jakie na gorączkę. Podczas studiów najbardziej cenił sobie napary swojego znajomego, które przywracały go do życia po całonocnych zabawach. Jan próbował się tego nauczyć, ale ta sztuka go przerastała – mógł zapamiętać cały przepis, ale jak tylko chciał nazbierać ziół, nie mógł odróżnić pierwiosnka od zarzyczki. A nawet jak już miał odpowiednie zioła, to nigdy mu się nie udawało osiągnąć odpowiedniej konsystencji, koloru ani niczego. W pewnym momencie Jan zaczął nawet podejrzewać, że Karel posługuje się jakimś rodzajem magii, ale rychło okazało się, że jego historia była bardziej skomplikowana – jego matka umarła przy porodzie i poszukiwano mamki, która by wykarmiła chłopaka. W tym celu przyprowadzono ze wsi babę, która zajmowała się zielarstwem. Jak Karel dorósł, to już wszyscy byli tak do niej przyzwyczajeni, że została na dworze. I przekazała swojemu podopiecznemu całą wiedzę o ziołach. W pewnym momencie do biblioteki wszedł wąsaty szlachcić, który ostatnio kłócił się w tym miejscu z Dagną. Rozejrzał się i szybkim krokiem podszedł do Jana.

– Nie zadawaj się z nią – powiedział bez ogródek, niemal niegrzecznie. Jan uniósł brwi – nie był przyzwyczajony do takiej bezpośredniości. Szczególnie, że nawet się nie znali. Wąsacz chyba zauważył lekkie zniesmaczenie studenta, bo nieco grzeczniej powiedział: – Radzę panu na nią uważać. Wpędzi pana w kłopoty. Mówię to tylko z sympatii do pana, znam ją długo i wiem, że to przebiegła wiedźma. Arogancka i swawolna. Ale to się skończy, jak tylko zostanie moją żoną. – Janowi serce się zatrzymało – Jak to: żoną? Nie wiedziałem, że jesteście zaręczeni. Gratuluję. – powiedział starając się powstrzymać drżenie głosu. – Nie jesteśmy. – warknął rycerz, a serce studenta znów ruszyło – Jej ojciec jest zbyt dumny, by ją tak łatwo oddać. Szuka lepszej partii. Ale jak jeszcze trochę poczeka, to dziewczyna się tak skompromituje, że nikt jej nie zechce i Dohna nie będzie miał wyboru. Niedaleko jej do tego. Ale nie ważne. Chciałem tylko ostrzec.

– Cóż. Dziękuję. – Jan popatrzył za wychodzącym jegomościem nie bardzo wiedząc co o tym wszystkim myśleć. Nie był skłonny mu od razu we wszystko uwierzyć, ale z drugiej strony o Dagnie też nic nie wiedział… Cóż, zobaczymy, co się stanie dzisiaj wieczorem. Może coś się wyjaśni? W zasadzie chyba należałoby już wychodzić. Jan wrócił do swojej komnaty, sprawdził, czy ma swój ulubiony puginał przy pasie (w zasadzie nie musiał się zbroić idąc do zajazdu, ale student nie lubił czuć się bezbronny. Nigdy nic nie wiadomo. Szczególnie dzisiaj.). Wyciągnął ukrytą sakiewkę, narzucił płaszcz i wyszedł. Szedł powoli i nagle poczuł na sobie czyjś wzrok. Dagna? Wąsaty rycerz? A może ktoś inny? Jan nie odwracał się, nie szukał nikogo wzrokiem – prawdopodobnie nic by to nie dało, a jeżeli obserwuje go ktoś nieprzychylny, to lepiej nie dać po sobie poznać, że coś poczuł. Przecież zwyczajnie idzie do zajazdu. Nie po raz pierwszy. Poza tym, nie robi nic złego. Prawda?

15

(Rys.: www.commons.wikimedia.org)